Wiele za nami, wiele przed nami (miejmy nadzieję) :) Dzielę się tutaj naszą codziennością, która dzięki naszemu poczuciu humoru nie zamienia się w rutynę. Zazwyczaj :)

piątek, 11 października 2013

Jak mus, to mus...

Wróciłam wczoraj od fryzjera. Pocieniowałam moje długie i ciężkie włosy, pani fryzjerka nieźle się narobiła przy tym, wzdychała, mruczała, a przy suszeniu spytała:
- W jakim czasie one schną?
- Jakieś dwanaście godzin.
(Co wcale nie było kłamstwem czy złośliwością, bo jeśli umyję głowę wieczorem to rano mam jeszcze wilgotne włosy).
No, ale nie o tym chciałam, aczkolwiek kwestia fryzury jest tu znacząca.
Chciałam o tym, że muszę kochać swojego męża. No nie mam innego wyjścia:)
Wróciłam do domu, małż patrzy uważnie i rzecze:
- Sam bym cię lepiej obciął, ile zapłaciłaś?
- Cztery dychy.
- No widzisz! Ja bym wziął 38 zeta, byłabyś dwójkę do przodu, ha!
- Bardzo śmieszne, idź sobie!
- A tak w ogóle to masz taką samą fryzurę, jak wtedy gdy cię poznałem. Wiosna 1986. Na górce. Też miałaś takie włosy.

No i co? Jak go tu nie kochać? No nie da się inaczej, jak mus, to mus!


2 komentarze: